Zespół MAZOWSZE

Rosjanie mieli odwagę zrobić to co zrobili publicznie,
a Wy się chowacie ze swoimi zbrodniami po kątach.

„Tysiące Czechów wyszło na ulice. Padły antyukraińskie hasła” [interia]

Aż 10 tys. osób zebrało się na Placu Wacława w Pradze, aby zaprotestować przeciwko polityce rządu Petra Fiali. – Nie chcemy premiera, który jest tylko marionetką w rękach Waszyngtonu i Kijowa – mówił Jindrzich Rajchl, przewodniczący partii Prawo, Szacunek, Fachowość (PRO). Zgromadzeni trzymali plakaty z napisami „Precz z USA” oraz „Precz z NATO”.

Interia

Biczowanie niewolników

Biczowanie niewolników Zachód ma we krwi. Przepraszam te kraje, których to stwierdzenie nie dotyczy, ale patrząc z mojego miejsca dostrzegam państwa zachodnie jako jedność, tym bardziej że usilnie demonstrują wobec reszty świata swoją niezłomną solidarność, aż do absurdu włącznie. Zachód nie umie inaczej rządzić ludźmi, jak tylko poprzez biczowanie.

Nie masz prawa człowieku odczuwać radości życia, bo ich to denerwuje. Doprowadza do wściekłej pasji i jedyne czego pragną to za wszelką cenę zabić tę radość życia w Tobie. Zabić, by uśmiech z twej twarzy zniknął raz na zawsze. Masz się nieustannie bać, cierpieć, a najlepiej żebyś rzęził. Wyobrażam sobie, jak ich straszliwie wkurzał nasz stan bezpieczeństwa za komuny, gdy każde z nas było pewne jutra, wszystko było poukładane, dzięki czemu nie baliśmy się i nic nie gasiło naszej naturalnej radości życia. Rozumiem już, jaka psychologia rządziła tym, że moja naturalna pogoda ducha była dla moich prześladowców nie do zniesienia i dlatego postanowili ją we mnie nieodwracalnie zabić.

Zachód nieustannie dąży do ukształtowania relacji niewolnik — pan. Czuje się w takim układzie niezagrożony. Do takiego układu dąży. Emigranci z Afryki i Europy Południowej, my, kraje byłego Układu Warszawskiego — na podstawie takich przykładów widać, jak dobrze Zachód czuje się w roli pana. Tu nie chodzi o relację więzień — strażnik więzienny, lecz niewolnik — pan.

Zbrodnia i kasa

Ginie jedna komorniczka, po to, żeby druga komorniczka potulnie wykonała tajne zlecenie. Czy mi się zdaje, czy widziałam na jej twarzy przejaw dowartościowania tym tragicznym faktem? Oj, to już najwyższa sfera, dokąd da się awansować — sfera, gdzie bezkarnie popełniane są zabójstwa. Wróżę tej pani zawrotną karierę i zawrotne zarobki za współudział w płatnych zabójstwach. Psychika tej pani już została wprowadzona na drogę zwyrodnialstwa.

Dobre przestępstwo

Jeżeli w tym kraju nie ma gdzie zgłosić oczywistego przestępstwa, to znaczy, że nie ma państwa. Ktoś może powie, że przetrzymywanie danego przestępstwa jest z jakichś względów konieczne? A ja zapytam, czy utrzymywanie danego przestępstwa ma pomóc Polsce w obronie Ukrainy? Czy w ogóle przyzwolenie na to, by proceder przestępczy trwał, może służyć jakieś korzyści dla kraju?

Co byście nie wymyślili przeciwko mnie, to i tak Wasza obecność w moim domu jest przestępstwem. A za moje zgłoszenia przestępstwa spodziewałam się raczej pochwał od władz, a nie wyrazów potępienia.

Mój list do wybranych jednostek Wojska Polskiego w Krakowie, rok 2018. Nadal czekam na odpowiedź.

Kraków, 27 listopada 2018 r.

Zwracam się z prośbą o umożliwienie mi rozmowy z dowódcą operacji wojskowej, odbywającej się wobec mojej osoby. Operacja ta zaczęła się jesienią 2016 roku. Spowodowała wielkie moje straty finansowe, a także zdrowotne. Poza tym zburzyła moje życie osobiste. Do momentu rozpoczęcia tej operacji pracowałam w swojej jednoosobowej firmie kodstudio.com i w ten sposób zarabiałam na utrzymanie swoje
i mojej matki. W ramach mojej firmy wykonywałam internetowe strony. Nie były to wielkie zarobki, ale wystarczały na skromne utrzymanie bez długów i zaległości
w opłatach. Pracowałam w ten sposób osiem lat aż do momentu rozpoczęcia wspomnianej wojskowej operacji.

Od samego początku miałam świadomość, że operacja jest nielegalna. Nie byłam nigdy współpracownikiem Wojska Polskiego, a więc działania wojska wobec mnie, osoby cywilnej, na pewno należy uznać za nielegalne. Przy stanowisku, że działania te są nielegalne, upierałam się od samego początku, dając temu wyraz w licznych moich pismach do władz najwyższych państwowych, następujących urzędów: prezydent, premier, ABW, MON. Poza tym pisałam też do SKW-Kraków.

Od samego początku operacji miałam też świadomość, że naraża mnie ona na wspomniane powyżej straty, czyli finansowe, zdrowotne i osobiste-rodzinne. Temu również dawałam wyraz w swoich pismach do wymienionych tu urzędów. Wyraźnie
i jednoznacznie napisałam w tych pismach, że działania wojskowe uniemożliwiają mi pracę w mojej firmie i że całkowicie musiałam pracę tą przerwać. Pisałam też, że uniemożliwianie mi pracy przez wojsko jest dla mnie tragedią, bo straciłam w ten sposób ważne źródło utrzymania, a nie tylko dla mnie, lecz także dla mojej matki. Od czterech lat mam emeryturę, bardzo małą, mama też ma emeryturę bardzo małą. Praca w mojej firmie kodstudio.com ratowała nas obie przed kompletną nędzą.

Odpowiedzi od wymienionych tu urzędów nie spowodowały powstrzymania operacji. Były krótkie i nie udzielały mi absolutnie żadnych informacji wyjaśniających, jakie są powody operacji wojska wobec mojej osoby. Doszłam więc do wniosku, że operacja jest ściśle tajna. Zaczęłam snuć przypuszczenia na temat powodów operacji. Niezależnie od tego, jakie by nie istniały powody operacji, wciąż formalnie uznawałam i nadal uznaję ją za nielegalną wobec mnie. Za nielegalną
i wyniszczającą.

Snując w myślach przypuszczenia na temat powodów operacji wojska wobec mnie, dochodziłam do różnych wniosków. Ale żaden z tych wniosków nie usprawiedliwiał faktu, że operacja ma charakter i nielegalny, i wyniszczający.

Jednym z powodów operacji mogły być – co wydało mi się najbardziej prawdopodobne – wydarzenia z przeszłości. W wydarzeniach tych też byłam obiektem działań tajnych, również nielegalnych i również wyniszczających. Wyniszczających mnie i moją rodzinę. Początki ciągu tych wydarzeń sięgają czasów jeszcze trwania Układu Warszawskiego. Ciąg tych wydarzeń mógłby uzasadniać podjęcie przez wojsko operacji w jesieni 2016 roku. To jednak też nie usprawiedliwia faktu, że operacja aktualna ma charakter i nielegalny, i wyniszczający. Do niektórych moich pism z ostatnich dwóch lat, kierowanych do państwowych urzędów, dołączyłam kopie moich pism też do państwowych urzędów, sprzed roku 2010, opisujących najdrastyczniejsze skutki tamtych tajnych działań wobec mnie i mojej rodziny. Te kopie dały państwowym urzędom możliwość przeanalizowania zdarzeń przeszłości.

Rozumowałam tak, że jeśli aktualna operacja ma związek z tamtymi wydarzeniami sprzed 2010 r., to daje mi ona pewną nadzieję na wyjaśnienie tych wydarzeń. Wszystkie były względem mnie i rodziny ewidentnym, bandyckim atakiem, który
w efekcie doprowadził nas do ruiny. To wskutek tych działań ja i matka mamy tak niskie emerytury. To wskutek tych działań musiałam ciężko pracować przez osiem lat, byśmy obie mogły wydobyć się z dna i zacząć żyć w ludzkich warunkach. Pracowałam naprawdę ciężko, całymi dniami. Nie istniały dla mnie niedziele ani święta. Wolne miałam tylko wtedy, gdy była luka w zleceniach. Przed 2010 rokiem aparat państwowy kompletnie nie zainteresował się moimi tragicznymi relacjami. Wielką więc ulgą byłoby dla mnie, gdyby aktualna operacja doprowadziła do ujawnienia faktów przeszłości, a państwo polskie naprawiło wyrządzone nam krzywdy. Jednak uciążliwość tajnych działań wojska od roku 2016 i brak pieniędzy wciąż przemawiał raczej za tym, że wojsko działa nie w moim interesie, lecz przeciw. Ponadto nieludzka uciążliwość działań i brak pieniędzy nie ułatwiał mojej współpracy z wojskiem, lecz utrudniał, a właściwie prawie uniemożliwiał. Jaki więc sens ma taka współpraca? Do czego prowadzi? Do czego doprowadziła? Mnie doprowadziła do katastrofy finansowej. Skończyły mi się wszelkie możliwości pożyczania. Przez osiem lat do jesieni 2016 r. dźwigałam się z ruiny (nie po raz pierwszy zresztą),
a przed dwu laty zaczął się proces spychana mnie w ruinę znów! Przez dwa lata pożyczałam pieniądze w parabankach. Pożyczałam w jednym miejscu, by oddać
w drugim miejscu, płacąc horrendalne procenty. Koszty pożyczek wciąż rosły i rosły. Wierzyciele grożą nachodzeniem mnie w miejscu zamieszkania, zrobiło się niebezpiecznie. A równocześnie przez cały ten czas istniały i istnieją rzeczywiste problemy, a w związku z nimi moja pomoc wojsku – na co wiele wskazywało – była faktycznie przydatna. Moje stanowisko współpracy to kąt w małej kuchni, gdzie za plecami krząta się bardzo wiekowa moja mama. W kuchni, którą na noc po przestawieniu różnych sprzętów zamieniam w moją sypialnię. Kuchnia – mam wrażenie – stała się tajną bazą Wojska Polskiego. Nędza, kąt pod kaloryferem, gangsterzy wierzycieli u drzwi – z jakiej epoki taki standard?

Rozumiem, że w wojsku zachodzi czasem konieczność prowokacji. Małych, wielkich, a czasem – jak historia pokazuje – gigantycznych. Jednak prowokacje muszą odbywać się według pewnych reguł. Podstawową regułą jest nie wyniszczać własnego wojska, sojuszników i współpracowników. Atakuje się i ewentualnie wyniszcza wroga.

Pism do państwowych urzędów począwszy od jesieni 2016 roku wysłałam wiele. Wysyłałam je sukcesywnie co jakiś czas, przypominając każdorazowo, w jak ciężkiej sytuacji materialnej i niematerialnej postawiły mnie aktualne działania tajnego wojska. Odpowiedzi lub ich brak świadczyły ewidentnie, że sprawa jest ściśle tajna. A co najważniejsze, wciąż nie otrzymywałam odpowiedzi, w jaki sposób mogę uzyskać pomoc wojska lub rządu, w związku z prowadzoną przez wojsko operacją wobec mnie. Nie wiem tego do chwili obecnej. W ostatnim czasie szukałam możliwości kontaktu z dowódcą operacji zwracając się do Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Krakowie, Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Krakowie
i Regionalnego Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania w Balicach. Zwracałam się pocztą elektroniczną, ale moje wiadomości e-mail nie docierały do adresatów. Telefonowałam i w ten sposób dowiedziałam się, że moje e-maile nie dotarły. W tych rozmowach telefonicznych nie uzyskałam żadnych wskazówek, jak mogłabym skontaktować się z dowódcą operacji ani w jaki inny sposób mogłabym dochodzić swoich praw i co najmniej zwrotu poniesionych kosztów. To już całkowicie utwierdziło mnie w przekonaniu, że działa absolutny mur tajności w tej sprawie.

Ponieważ nie wiem, w jakiej siedzibie pracuje dowódca tajnej wojskowej operacji prowadzonej wobec mojej osoby, list ten wysyłam do wybranych jednostek Wojska Polskiego w Krakowie.

Z poważaniem:

Ofiary milczą (kartka z pamiętnika 3 listopada 2007)

Byłam na wycieczce do innego świata. To znaczy zajrzałam na fora, gdzie bywam, i poczytałam co nieco. To jest inny świat niż mój. Zupełnie inny. Jakby inny kraj. Polacy tak jak ja, ale żyją w innej rzeczywistości i należałoby powiedzieć także, że żyją inną rzeczywistością. Ich rzeczywistość pozbawiona jest tego, co w tym kraju przeżywam ja. Oni mogą pisać otwarcie, co myślą, co wiedzą na dany temat polityczny — ja nie, ponieważ nikt by mi nie uwierzył. Jeden kraj, a nikt by nie uwierzył w to, czego tutaj doświadczyłam. Oni są Polakami i ja, a dzieli nas więcej niż gdyby dzieliła nas granica państwowa. To, czego tu doświadczyłam, to skutek działania służb państwowych.

Taaak… służby państwowe są w stanie stworzyć człowiekowi inną rzeczywistość…

Mój obraz kraju jest więc o wiele, wiele pełniejszy niż ich, po prostu więcej wiem. Hmmm… Ale jak to opowiedzieć?? Udaję więc, że wiem mniej niż wiem, a tylko czasem usiłuję coś przemycić. Jest to jednak syzyfowa praca, ponieważ przeciw sobie mam gigantyczną propagandę – krajową i międzynarodową, całkowicie spójną. Tak, to autentyk: jest taka międzynarodowa zmowa. Innymi słowy, spisek. Międzynarodowy spisek w pewnej kwestii.

Hmmm… Kwestia jest natury zbrodniczej.

Taaak… Dzieje się coś zbrodniczego, a cały świat trwa w zmowie milczenia. Nie, nie przedstawię zaświadczenia od psychiatry, Drogi Czytelniku. Z całą pewnością się nie mylę. Zresztą skoro w temacie ludobójstwa w Czeczenii cały świat trwa w zmowie milczenia, dlaczego nie wydaje Ci się możliwie, że milczy zgodnie o czymś, co jest w Polsce? W Polsce nie mogą dziać się takie rzeczy?? Niby dlaczego?

Po powrocie z wycieczki do innego świata zawsze jest mi przykro. Bywa, że opanowuje mnie gniew. To w zależności od kondycji psychicznej danego dnia. Nie jestem z żelaza i powrót z innej rzeczywistości do mojej zawsze jakoś boli. Podejrzewam, że więcej jest takich ludzi w forumowym towarzystwie, którzy „urywają” się na chwilę ze swej rzeczywistości, a potem równie dotkliwie odczuwają powroty. Życie w Polsce dla większości nie jest łatwe, lecz obowiązuje styl narzucony przez media – co prawda styl propagandy sukcesu i radosnej sielanki z epoki III Rzeczpospolitej wyblakł nieco, ale nadal jest. I jeśli nawet dyskutuje się o czymś poważnym, jeśli nawet coś lub kogoś krytykuje się ostro, zawsze nie przekracza to pewnego poziomu temperatury dyskusji. W stosunku do realiów jest to moim zdaniem sztuczne. Jest wizytowe. Lecz warunki w Polsce dla większości wcale wizytowe nie są. Ubieramy się więc na tą chwilę w wizytowe ciuchy, po czym… znów włazimy w obrzydliwe łachy. Nic dziwnego, że jest nam wtedy smutno.

Nie chodzi mi o złą rzeczywistość powstałą z przyczyn jakichś prywatnych, lecz o odczuwalny w naszym życiu prywatnym rezultat funkcjonowania w Polsce państwowego systemu. W innych okolicznościach, czyli w innym kraju, radzilibyśmy sobie całkiem dobrze, ale tutejszy system nam to uniemożliwia. Zły system jest jak wojna. Niszczy. Nasze domy są systematycznie ostrzeliwane, od czasu do czasu spada na nie bomba. Mozolnie usuwamy skutki wojny, uparcie naprawiamy szkody, a gdy spotykamy się na forach przybieramy minę numer pięć, przewidzianą na spotkania towarzyskie. Wychodzimy z naszej ostrzelanej i zbombardowanej rzeczywistości do innej, wizytowej. Wychodzimy na chwilę i bawimy się w grę polegającą na nie nazywaniu rzeczy po imieniu. Bawimy się w grę polegającą na nazywaniu niszczenia naszego życia jakoś inaczej – nie drastycznie, nie dosadnie. Salonowo. Bo w salonie dyskusyjnym nie wypada tłuc pięścią w stół, ulegać porywom emocjonalnym ani używać niecenzuralnych słów. Trzeba rozpacz i skrajne oburzenie zbrodniczym wyniszczaniem stłumić w sobie i zachowywać się kulturalnie. Bo jak nie, to ban. Ban od kogoś być może, kto też tłumi w sobie niesalonowy bunt.

Nasze domy zbombardowano metodami pokojowymi. W minionym dwudziestoleciu większość polskich rodzin zubożała tak straszliwie, jakby przez kraj przetoczyła się całkiem prawdziwa wojna. Młodsze pokolenie z takich rodzin, zamiast korzystać z dorobku starszego i pomnażać ojcowiznę, usiłuje wydobyć się ze zgliszczy. Otóż właśnie ludzie z takich rodzin są bywalcami forów. Lamentowanie nie jest w dobrym tonie i nikt nie chce stawiać się w roli godnej pożałowania ofiary losu. Tym sposobem szkody wyrządzone przez system nam i naszym rodzinom nie awansują do poziomu forumowych wątków. Tematy i klimat dyskusji nadają osoby, których drastycznie wojna pokojowa nie dotknęła. W tej atmosferze jakiś los szczególnie tragiczny zostałyby przyjęty jak opowieść science fiction.

Trzy kartki z pamiętnika (grudzień 2006)

30 grudnia 2006
Kończy się rok. Zawsze bardzo lubiłam sylwestrową noc – wybrałam sobie ten moment roku na moje własne święto. Traktuje je bardzo osobiście. Noc sylwestrowa to czas tańca i radości. Uprawiałam za młodu taniec sportowo – kocham taniec, muzykę i piękno. W tą noc mogłam nacieszyć się swoim wyglądem i naturalnym dla mnie pogodnym nastrojem – mogłam się wytańczyć, wyszaleć i błyszczeć pośród towarzystwa. Tak, Sylwester to zawsze było moje święto, podczas którego miałam okazję rozwinąć okazały pióropusz moich walorów. W tę noc stawałam się księżniczką i czułam się księżniczką.

Od paru lat nie uczestniczę w sylwestrowych balach – to moje święto urządzam sobie w domu. Nadal jest ono moim własnym bardzo osobistym świętem. Staje się jego główną postacią. Nie inni, nie jakieś tradycje święte czy narodowe, nie Bóg, nie niepodległość kraju – ale ja i to wszystko, co kocham. Sobie i temu, co kocham poświęcam tą noc.

25 grudnia 2006
Święta Bożego Narodzenia nie są dla mnie świętami religijnymi. Właściwie, gdy się zbliżają, ich nie lubię. Chwilami na nie wręcz się wściekam. Wciskają się w moje życie osobiste i muszę wkalkulować je w mój plan spraw. Wszystko trzeba im podporządkować, i to na wiele dni zanim się zaczną. Zakupy, wielkie sprzątanie, ustalanie menu na wigilię i świąteczne dni. Gdy w końcu po tym całym wariactwie przychodzą, nagle cały świat wokół się zmienia. Ludzie się zmieniają. Odchodzi gdzieś w najdalszą dal system państwowy. Urzędnicy, obrzydliwe przepisy, znienawidzeni politycy, szefowie z pracy, zwłaszcza ci obrzydliwi – na dwa i pół dnia to przestaje istnieć. Ludzie stają się tacy, jacy powinni być. Na luzie, skoncentrowani na sobie i najbliższych. Odżywają ogniska – i te domowe, i te przyjacielskie. Można wreszcie czas poświęcić sobie – oddać się rozmyślaniom i marzeniom.

17 grudnia 2006
Chciałabym żyć w kraju, w którym nie padają kilka razy każdego dnia słowa „ofiara” i „rozliczanie za przeszłość”. Życie publiczne w Polsce jest cholernie nudne. Do tego jeszcze w kółko Kościół. Nie dość że jest cienko pod względem materialnym, to jeszcze usiłuje się umartwiać nas przeklętą prostacką nudą poprzez media. A kiedy będziemy się śmiać? W życiu po życiu? Polak koniecznie musi być zbolały i wynędzniały. Nowa cecha narodowa! I stale następne pokolenia muszą czcić tragedie poprzednich pokoleń. Gdy byłam młoda czciło się pamięć ofiar II Wojny Światowej. Potem czciło się pamięć ofiar II Wojny Światowej i komuny sowieckiej. A teraz czci się ofiary II Wojny Światowej, ofiary komuny sowieckiej i ofiary III Rzeczypospolitej. Co nam jeszcze dojdzie w następnej kolejności?

SB

SB fajna firma. Co mi tu zachodni i prozachodni będą pieprzyć. Ja wiem swoje. Widziałam na własne oczy, a więc wiem. Klasa, godność, dyscyplina. A oto przykładowe nauki udzielane przez oficerów SB:

  • Naród to nie wróg
  • Szlachectwo zobowiązuje
  • Nie wolno Tajnemu Współpracownikowi wykorzystywać dla własnych celów jego relacji z SB
  • Tajnego Współpracownika może odwołać tylko prezydent
Page 1 of 50
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 50