Był taki etap w moim życiu, około dziesięć lat, kiedy wraz ze swoim dzieckiem mieszkałam w malutkim lokalu przy ulicy Dwernickiego. Gdy wprowadziliśmy się, dziecko miało niecałe pięć lat. Lokal był pojedynką – pokój 16 m. kw., na parterze, bez wentylacji, kuchni i łazienki, ze starą kuchenką gazową i kranem z wodą w kącie koło drzwi. Pomalowałam pokój na biało, część kuchenną od pokojowej oddzieliłam zasłoną białą w koralowego koloru kropeczki. W części pokojowej miałam segment jasno brązowy z białymi wnękami i wersalkę koloru brązowego, na podłodze w odcieniu jasno brązowym dywan. Nad wersalką powiesiłam ładny kinkiet. Pod parapetem okiennym wykonałam samodzielnie szafkę zasuwaną z brązowymi zasuwanymi drzwiczkami, na różne drobiazgi. Było estetycznie. Przed którymiś świętami kupiłam używany telewizor – chciałam, aby dziecko w czasie tych świąt miało wrażenie normalnego domu. Wszystko, co robiłam, miało na celu chronić moje dziecko przed wrażeniem, że żyjemy w nędzy. Nie chciałam, aby ugruntował się w nim kompleks i poczucie, że jesteśmy gorsi od innych. Stawałam – jak się to mówi – na głowie, by go przed tym uchronić. Ogromnie ważne dla mnie było to, by moje dziecko w przedszkolu, a potem w szkole nie czuło się gorsze od innych. By inne dzieci nie patrzyły na niego jak na dziecko ubogie. Myłam go rano, ładnie ubierałam, starannie czesałam. Chodziłam z nim na spacery, do kina, kawiarni – rozmawiałam z nim dużo. Zaprowadzałam na zajęcia w klubie tanecznym, przez jakiś czas w kółku modelarskim, usiłowałam zainteresować go sportem pływackim.
Po upadku komuny zaczęto w naszym kraju lansować ubóstwo. Pojawiła się Ochojska. Nowym wzorcem dla Polaków stała się bieda. Był to kierunek dokładnie odwrotny od moich standardów.