TO NIE SĄ MOJE DŁUGI >>>

ANTYKOMUNIZMEM
POWINIEN ZAJĄĆ SIĘ INTERPOL!!!

Mam pytanie…

Miesiąc: czerwiec 2024

„Czy Polska może wybić się na niepodległość?” [wolnemedia.net]

Zamiennie często używa się pojęcia „suwerenność”. Suwerenność to taki stan, w którym suweren, czyli naród wybiera swoich najlepszych przedstawicieli i składa na ich ręce przywilej zarządzania Rzeczą Wspólną. Tyle teoria. A jak jest w praktyce w naszej nieszczęsnej Ojczyźnie?

Nic, co zawiera powyższa definicja, nie istnieje w Polsce. Jesteśmy stopniowo obdzierani nawet z najbardziej banalnych praw. Nie będę się nad tym rozwodził, bo każdy widzi to sam. Najważniejszym elementem w tej układance są zawsze ludzie. Czy my, Polacy, wybieramy najlepszych spośród nas do rządzenia w kraju i reprezentowania nas za granicą?
Nie. Robią to za nas prezesi partii i partyjek, prawie wszystkie mające swoje korzenie w magdalenkowej i kanciastostołowej hucpie. A oni zawsze preferują miernoty typu BMW (nie mylić z dobrym autem niemieckiej produkcji). Wszyscy oczywiście mają w gębie „dobro Ojczyzny”, „dobrobyt obywateli” i tym podobne oczywiste oczywistości. W praktyce chodzi o to, żeby się nachapać, ustawić rodzinę i raz zdobytą władzę przekazać potomstwu. Czyli nic nowego.

O ile jeszcze na krajowym podwórku starają się czasami rzucić jakieś ochłapy (z podatków, które my wszyscy płacimy albo zaciągając długi, które my będziemy spłacać), najczęściej gdy zbliża się farsa zwana szumnie „wyborami”. Ale jeśli spojrzymy na to, co wyczyniają na zewnątrz, a na co my już nie mamy wpływu, to włosy stają na głowie.

Najlepszym ostatnio przykładem jest haniebny występ pana prezydenta Dudy na tzw. konferencji w sprawie pokoju na Ukrainie w Szwajcarii. Doskonale zrecenzował to dr Sykulski. Można znaleźć na „YouTube”.

Blamaż pana prezydenta, jakkolwiek wyjątkowo niebezpieczny dla Polski, to tylko wisienka na wielkim torcie zdrady polskich narodowych interesów. Praktycznie wszystko, co robią „nasi” przedstawiciele, nadaje się pod Trybunał Stanu. Gdzie nie spojrzysz tam zdrada.

Ale od czego mają media? Propaganda pracowicie i z wdziękiem przypucuje i przypudruje ewidentne działania na szkodę Polski i Polaków. Czy to „pandemia” czy Kołchoz Jewropejski, czy najbardziej zbrodniczy „sojusz” w historii ludzkości, czyli NATO. „Nasi” przedstawiciele w podskokach wykonają polecenia swoich sponsorów. Gdyby któryś z wybrańców się wyłamał, to szybko dosięga go karząca ręka systemowej sprawiedliwości.

Dlaczego tak się dzieje?

Głównym powodem jest sama selekcja. Do polityki trafiają, jak zaznaczyłem wyżej, głównie miernoty i cwaniacy. Bardzo często ze szkieletami w szafie, bo to daje gwarancję sterowalności.

Wyobraźmy sobie, hipotetycznie oczywiście, sytuację, że Polską rządzą prawi, mądrzy ludzie z czystą przeszłością, bez haków, zainteresowani jedynie służbą Narodowi. Wiem, to utopia, ale należy dążyć do doskonałości.

Czy tacy politycy zgodziliby się na to, co wyczyniają z nami w Kołchozie Jewropejskim?

Nie.

Czy tak ochoczo podchwyciliby kłamstwo „pandemiczne” i doprowadzili do niepotrzebnej śmierci setek tysięcy Polaków?

Nie.

Czy tak ochoczo otworzyliby na oścież granice dla Ukraińców, z których 99% wojnę widziało jedynie w telewizji? Przyznając im przywileje, jakich często nie mają nawet Polacy?

Nie.

Czy rozbroiliby polską armię, faszerując setkami czołgów i innym drogim sprzętem neonazistowską juntę w Kijowie?

Nie.

Czy prawi i rozsądni politycy tak ochoczo przystąpiliby do sankcji przeciwko Rosji (która rzekomo rozpętała „pełnoskalową wojnę napadając kochających pokój Ukrainców”) i skazali Polaków na niebotyczne ceny energii?

Nie!

Tę wyliczankę można kontynuować w nieskończoność, bo też łajdactwa, jakich dopuszczają się „nasi” wybrańcy na naszą szkodę, są nieskończone.

Czy musimy ulegać większym i silniejszym?

Nie musimy, ale chcemy, pozwalając takim szumowinom rządzić Polską.

Czy jeśli postawilibyśmy się „kolektywnemu Zachodowi”, Rosja natychmiast by nas wchłonęła i zwasalizowała (abstrahując — stopień wasalizacji Polski za czasów ZSRR był z pewnością mniejszy niż teraz wobec Zachodu)?

Wszyscy ci, którzy głośno tak twierdzą, nie mają z pewnością czystego sumienia. Kto wie, jakie kwity są na nich w Moskwie, Waszyngtonie czy Berlinie? Gdyby jednak rządzili nami Prawi i Sprawiedliwi (nie mylić z pewną antypolską partią), to czy jakikolwiek szantaż byłby możliwy?

Nie.

Dla Rosji jesteśmy zbyt wielkim kęsem, by nas mogła połknąć i strawić. To samo dotyczy Zachodu. Więc dlaczego?

Ano dlatego, że nasi wybrańcy mają trupy w szafach. Może zdarzyć się oczywiście jakaś gnida, ale zdrowy organizm natychmiast by ją usunął. Wszystko, lub prawie, opiera się na kasie, ale to już temat na inną notkę.

Świat ogarnięty jest wielkimi zmianami, wręcz epokowymi. Nawet małe państwa zaczynają zrywać kajdany i wypędzają swoich oprawców. Starczy spojrzeć na Afrykę, skąd wygonili już Francuzów i to samo dzieje się z Amerykanami. Można? Można!

Tylko Polska, jak zwykle, wsiada do złego pociągu jadącego w kierunku przeciwnym naszym interesom.

Ale jeszcze nie jest za późno…

I tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam.

Autorstwo: Jarek Ruszkiewicz (SL)
Źródło: WolneMedia.net

wolnemedia.net
Tagi:

„Negatywne przywództwo” [wolnemedia.net]

STAN TYMIŃSKI I KWESTIA NIEPODLEGŁOŚCI GOSPODARCZEJ POLSKI

Drugim takim przywódcą politycznym był Stan Tymiński. Był kandydatem na prezydenta Polski w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich w 1990 roku. Jego misją polityczną było ostrzeżenie Polaków przed utratą niepodległości i suwerenności gospodarczej wobec Zachodu. Celem zaś zatrzymanie neokolonialnej transformacji gospodarczej w ramach tzw. planu Balcerowicza. Była to rozpoczęta w 1990 roku szokowa transformacja gospodarki Polski Ludowej w ramach planu światowego spekulanta finansowego Georga Sorosa i jego pseudonaukowego współpracownika Jeffreya Sachsa.

S. Tymiński, który był kanadyjskim przemysłowcem z branży komputerów przemysłowych, był przerażony naiwnością polityczną i gospodarczą Polaków wobec Zachodu. „Dlatego – pisał w swej książce <<Święte psy>> – mam prawo, a także obowiązek zwrócić uwagę swoim rodakom na niebezpieczeństwo, które nam zagraża, a mianowicie na dążenie współczesnych sił międzynarodowych na stworzenie z Polski enklawy białych murzynów Europy”.

W trakcie kampanii prezydenckiej S. Tymiński atakował L. Balcerowicza i jego rząd za niszczenie polskiej gospodarki dzięki duszeniu popytu polityką zaciskania pasa zbiedniałym w swej masie Polakom. Atakował go za uprzywilejowanie obcego kapitału, kosztem rodzimej przedsiębiorczości. Atakował go za absurdalnie wysokie oprocentowanie kredytów, które zacisnęło pętlę zadłużenia na szyi polskich przedsiębiorstw państwowych.

Ale nade wszystko S. Tymiński zaatakował przygotowane przez rząd Tadeusza Mazowieckiego plany prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, z którymi się zapoznał. Oskarżył go za to publicznie o „zdradę narodu”.

Ten przygotowany i rozpoczęty przez rząd Mazowieckiego-Balcerowicza proces prywatyzacji doprowadził do 2004 roku, jak oszacował prof. Kazimierz Poznański, do faktycznego przekazania w ręce zagranicznego kapitału równowartości 219 ówczesnych miliardów dolarów, dzięki sprzedaży przedsiębiorstw i banków za 4,5 do 5% ich wartości odtworzeniowej. Doprowadził on do faktycznego rozbioru gospodarczego polskiego przemysłu i bankowości. Wyprzedano za bezcen ponad 40% przemysłu i 75% bankowości. Głównym motywem tej wyprzedaży była bezkarna korupcja polskich polityków i wysokich urzędników państwowych, której wielkość K. Poznański oszacował na 0,4 do 0,5 mld dolarów łapówek dla około tysiąca osób.

S. Tymiński miał, w przeciwieństwie do krajowych polityków, pełną świadomość o jaką stawkę toczy się polityczna gra. Miał pełną świadomość, iż stawką tej gry jest niepodległość i suwerenność gospodarcza Polski, aby nie przekształcić jej w obszar nieograniczonej eksploatacji ekonomicznej przez Zachód. I podjął się walki o prezydenturę, aby to uniemożliwić. Taka była stawka wyborów prezydenckich w 1990 roku i to S. Tymiński ją ustalił.

S. Tymiński pokonał w I turze wyborów ówczesnego premiera rządu Tadeusza Mazowieckiego. Został zdefiniowany jako zagrożenie dla szokowej transformacji i zagrożenie dla istotnych interesów politycznych Stanów Zjednoczonych oraz całego Zachodu.
/…/
Realizacja „planu Balcerowicza” przekształciła Polskę, w neokolonialny obszar eksploatacji ekonomicznej przez Zachód w następnych dziesięcioleciach. Bezpośrednią konsekwencją tej realizacji była dezidustrializacja Polski. Produkcja przemysłowa spadła w latach 1990-1991 o 33,6%, czyli tyle ile w czasie Wielkiej Depresji lat 1929 -1933. Jak oszacował to prof. Andrzej Karpiński, spośród istniejących w 1989 roku 6202 większych przedsiębiorstw, całkowitej likwidacji uległo 1675, a ogółem zlikwidowano 1/3 produkcyjnego majątku przemysłowego.

Czytaj więcej na wolnemedia.net

„Mózg” zamachu na igrzyskach odnalazł się w Warszawie. O akcji w Victorii miał nikt nie wiedzieć [onet.pl]

Tagi:            

Jak się nazywa osoba współpracująca z wojskiem? [Copilot]

Osoba współpracująca z wojskiem może przyjmować różne formy i obejmuje osoby, które wspierają działalność wojskową lub są związane z obronnością kraju. Oto kilka przykładów:

  1. Współpraca cywilno-wojskowa: Jest to efektywna integracja potencjału militarnego z odpowiednio przygotowanymi elementami podsystemu niemilitarnego. Współpraca obejmuje administrację państwową, organizacje pozarządowe, przedsiębiorców oraz społeczeństwo przygotowane do obrony kraju1.
  2. Małżonek lub inny członek rodziny współpracujący z przedsiębiorcą: Jeśli przedsiębiorca korzysta z pomocy małżonka lub innego członka rodziny w prowadzeniu swojej działalności, taka osoba jest uważana za osobę współpracującą. Niezależnie od tego, czy pomaga ona odpłatnie czy nieodpłatnie, dla celów ubezpieczenia społecznego (ZUS) jest traktowana jako osoba współpracująca. Składki ZUS dla takiej osoby zależą od rodzaju umowy (np. umowa o pracę, umowa zlecenie, umowa o dzieło) i mogą być różne2.
  3. Partner społeczny współpracujący z wojskiem: Osoba lub organizacja, która zawarła porozumienie o współpracy z dowódcą jednostki wojskowej lub Ministrem Obrony Narodowej, jest zobowiązana do składania informacji o realizacji tego porozumienia. Przykładem może być organizacja pozarządowa, która współpracuje z wojskiem w określonych dziedzinach3.

Warto zauważyć, że termin “kolaborant” jest używany w innych kontekstach i może mieć negatywne konotacje, związane z działaniami na niekorzyść kraju lub współpracą z wrogiem4. Jednakże w kontekście współpracy z wojskiem, osoby współpracujące pełnią ważne role w zapewnieniu bezpieczeństwa i obronności kraju. Jeśli masz więcej pytań, śmiało pytaj! 😊

Tagi:

Lincz!

„To cios dla Putina. Kraje UE podjęły decyzję”

„Nowe obostrzenia mają utrudnić Kremlowi dostęp do technologii i ograniczyć jego przychody z energii” — powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Porozumienie zawarte między ambasadorami państw członkowskich zakazuje rosyjskim eksporterom gazu korzystania z portów UE do przesyłania gazu między dużymi tankowcami a mniejszymi statkami przeznaczonymi do krajów trzecich. Co istotne, nie zakłada ono jednak limitowania eksportu rosyjskiego LNG do samej Europy.

businessinsider.com.pl
Tagi:    

„Zielony Ład a depopulacja” [wolnemedia.net]

Nie ma więc wątpliwości, że założeniem Zielonego Ładu nie jest ratowanie planety, a zysk, zubożenie społeczeństw, odebranie własności prywatnej i ograniczenie praw ludności w celu łatwiejszego jej kontrolowania, z czym autorzy coraz mniej się kryją. Jednak ich arogancja i pośpiech, z jakim starają się go wdrożyć, sprawia, że popełniają błędy, ukazujące absurdy całego założenia i coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie „O co tu chodzi?”. Dzięki temu istnieje szansa, choć łatwo nie odpuszczą, że projekt na którymś z etapów się w końcu załamie.

wolnemedia.net
Tagi:

Kraj żywych trupów

Zombie w USA jest to zjawisko społeczne straszne, ale u nas w Polsce również istnieją zombie, choć nie za sprawą narkotyków jak w USA. U nas problem zombie nie jest zjawiskiem społecznym, lecz militarnym. Nasze władze państwowe udają, że problem nie istnieje. Udają nie z troski o naród polski, lecz własne stanowiska, układy i kasę. Sądzą, że jako dyspozycyjni wobec obcych sił zombie, mogą liczyć na stuprocentową pewność, że wyżej wymienionych korzyści osobistych nie utracą. Zgodnie z zasadą „kradnij i daj kraść innym” przymykają oczy na poczynania żywych trupów w niższych szeregach aparatu państwowego, a także w różnych — wszelkich — środowiskach naszego kraju, nie wyłączając lekarzy, dziennikarzy, a także zwykłych osób cywilnych i ich rodzin. Rodzinki żywych trupów w Polsce to zapewne ogromna frajda dla nieprzyjaciół Polski i Polaków. Cieszy ich występująca w skali całego państwa degradacja najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina. Składam niniejszym najserdeczniejsze podziękowania Stanom Zjednoczonym (i ich sojusznikom) za taką formę „niepodległości” Polski.

Tagi:    

Szalone wakacje

Lato 2009 r.

Jest godz. 7.40. Za oknem huczy i mnie obudziło. Już trzeci dzień wykonują anty-wilgociowe-uszczelnienie jednego z budynków na naszym osiedlu i stale coś huczy, tłucze się i warczy. Jestem niedospana, bo usnęłam dopiero około pierwszej, sąsiadka piętro nade mną krzątała się, a w ogródku pod oknami jakaś para doskonale się bawiła przy butelce czegoś tam.

Pięknie na polu, słoneczko, lipiec, pomiędzy huczeniem słychać radosny śpiew ptaszków. Znów będzie gorąco. Dziś mam w planie poprawić znajomemu pewien drobiazg w kodzie strony, kontynuować projektowanie mojego portfolio i zanieść do administracji mieszkaniowej wypełniony druk, który kazali wypełnić i przynieść albo przysłać. Zaniosę, szkoda kasy na znaczki.

Z dniem 31 czerwca wygasła moja renta. Zanim to nastąpiło odpowiednio wcześnie zadzwoniłam do mojej lekarki psychiatry. Powiedziała, że terminy ma na sierpień. Pojechałam więc do niej i poprosiłam o moją Kartę Choroby. Pół roku temu napisałam list i poprosiłam o przesłanie Karty do przychodni, którą sobie upatrzyłam, a która jest blisko mojego miejsca zamieszkania i gdzie znalazłam lekarza przyjmującego od razu, bez wyznaczania tych durnych terminów. Z Kartą zjawiłam się u nowego lekarza. Wypisał lek na schizofrenię, ale renty przedłużyć nie chciał, doradził zwrócić się o to do poprzedniej lekarki. Wystawił zaświadczenie dla niej stwierdzające u mnie chorobę urojeniową i wydał mi część Karty Choroby, tą prowadzoną w poprzedniej poradni. Znów zadzwoniłam do mojej byłej lekarki – kazała przyjechać. Kończyła pracę o trzynastej, a więc czasu było mało, musiałam się speszyć. Po drodze wstąpiłam na policję, aby mi pomogli w zabezpieczeniu dowodu. Chciałam, by zaświadczenie z diagnozą skserowali i poświadczyli wiarygodność, a następnie przechowali u siebie w dokumentacji, która powinna była istnieć od ubiegłego lata, kiedy po raz pierwszy zgłosiłam tam przestępstwo polegające na nie leczeniu mnie przez psychiatrów na moją nerwicę, a wystawianiu błędnej diagnozy. Policja odmówiła zabezpieczenia dowodu, ale za to zdecydowała się przyjąć ode mnie kolejne zgłoszenie tego samego przestępstwa. Do mojej byłej lekarki zdążyłam przed trzynastą, wystawiła mi zaświadczenie „zdolność do pracy”. Cudowne uzdrowienie schizofrenika… Uzyskałam więc tamtego dnia dwa zaświadczenia: jedno o chorobie urojeniowej i drugie o całkowitej zdolności do pracy.

Odpowiednio wcześnie, tj. 20-go czerwca, udałam się do Urzędu Pracy, aby się zarejestrować. Okazało się, że nie dokonam tej formalności zanim nie wygaśnie renta. I choć bym pękła, nie zapobiegnę temu fatum, brakowi środków na utrzymanie przez cały lipiec. Okres rozliczeniowy zaczyna się w tym Urzędzie każdego 10-go miesiąca, a wypłata jest z dołu, czyli pierwsza wypłata wypada w połowie sierpnia, okrojona o te dziesięć dni. Wychodzi więc tak, że kwota wynosząca ok. 60% miesięcznego zasiłku to mój dochód realny za dwa miesiące – lipiec i sierpień. Ma się ochotę kogoś zamordować.

Pierwszego lipca pojechałam do Urzędu około południa. Dowiedziałam się, że Urząd rejestruje w takim trybie, że są wydawane bloczki i trzeba być o ósmej rano. Gdy byłam poprzednio, nikt mi tego nie powiedział, a tylko urzędniczka obejrzała moje dokumenty i zwróciła uwagę, że brak w nich świadectwa ukończenia szkoły. Wróciłam do domu na piechotę, bo już nie miałam pieniędzy. Na następny dzień pożyczyłam na jeden bilet tramwajowy i znów pojechałam do Urzędu, tym razem ze świadectwem. Byłam punktualnie. Urzędniczka wydająca bloczki stwierdziła, że brak jest w moich papierach zaświadczenia o miejscu zameldowania. Na piechotę, w piekielnym upale, powędrowałam do Urzędu Miasta mojej dzielnicy, następnie na piechotę do Urzędu Pracy wróciłam. Bezrobotną zarejestrowaną stałam się o godzinie piętnastej.

Zwróciłam się do Opieki Społecznej, opiekunka, bardzo kochana młoda osoba, przyjęła moją prośbę o finansową pomoc i kazała przyjść za parę dni po decyzję. Po paru dniach dowiedziałam się, że Urząd Miasta Krakowa wstrzymał fundusze. Przez około dwa tygodnie niemal co dzień pytałam, czy „miasto” już fundusze przywróciło. Ostatecznie wypłatę niewielkiej kwoty wyznaczono na 21-go lipca, 80 zł, a na 24-go lipca niewiele ponad 230 zł. Czyli dochód mój lipcowy to ok. 310 zł. Pożyczyłam od znajomego 200 zł, głównie na prąd – mam oddać 31 lipca… Ciekawe, jak tego cudu dokonam?

Któregoś dnia poszłam na policję dowiedzieć się o losy mojego zgłoszenia w sprawie przestępstwa psychiatrów. Już wyekspediowano do prokuratury. W domu zredagowałam dwa pisma, pozbierałam dowody i poszłam do prokuratury. Pani prokurator dowody poleciła sekretarce skserować, uwierzytelnić – pisma i dowody za potwierdzeniem przyjęto. Po kilkunastu dniach przysłano mi pocztą „Postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia”. Zredagowałam zażalenie na postanowienie, zaniosłam do prokuratury na dziennik podawczy.

Napisałam wniosek o wszczęcie postępowania z powództwa cywilnego, o przyznanie mi odszkodowania od sąsiadów nade mną, za to, że od lutego przez cztery miesiące nie dało się spać z powodu nocnych hałasów wywoływanych pijaństwem i pracami remontowymi. Zawiozłam wniosek do sądu na ul. Przy Rondzie.

Dostałam wezwanie od policji w związku z tym, że którejś nocy prosiłam policję 997 o interwencję, gdy w/w sąsiedzi pewnej nocy nie dawali spać. Moje zgłoszenie znów znajdzie finał w Sądzie Grodzkim.

Napisałam pismo do Zarządu Budynków Komunalnych domagając się kontroli mieszkania piętro wyżej, bo jest to dawny strych z wadliwie przeprowadzoną adaptacją – brak jest izolacji akustycznej, życie z tego powodu jest dla nas piekłem, ponieważ obie z matką nagminnie jesteśmy niedospane. Był co prawda etap spokoju, który nastąpił po interwencji Telewizji Polskiej Program III – zła sława najwyraźniej powściągnęła sąsiadów. Potem pojechali na urlop, a wynajęli mieszkanie dwóm bardzo spokojnym, kulturalnym dziewczynom. Gdy te miłe dziewczyny wyprowadziły się, wtedy wprowadziła się nowa lokatorka, a ta ma zwyczaj krzątać się po nocach, co przez pozbawiony izolacji akustycznej sufit słychać tak dokładnie, jakby krzątała się tuż obok mnie. Tak więc koniec normalnego spania i konieczność dalszej walki.

Przyszło drogą pocztową powiadomienie o terminie rozprawy (31 lipca) w związku z moim zażaleniem, w sprawie dotyczącej psychiatrów. Zabrałam się za redagowanie mowy, którą albo odczytam, albo przekażę w formie pisma. Jeszcze nie skończyłam. Przerwał mi pracę nakaz eksmisji. Najpierw skrajna groza, potem bieganie do Opieki Społecznej, redagowanie uzasadnienia, wizyta u prawnika zatrudnionego w Opiece. Uff… Okazało się, że mama jako osoba ponad 75-letnia nie podlega eksmisji. Jakże miało do zadłużenia nie dojść, skoro mama dostaje w tej chwili emerytury nie całe 700 zł (po rewaloryzacjach wszelkich), a czynsz wynosi prawie 400 zł? I jakże ja miałam dokładać się do czynszu, skoro moja renta wynosiła 480 zł (po rewaloryzacjach wszelkich)? Oprócz czynszu jest do zapłacenia prąd, mój Internet, potrzeba na jedzenie, mama wydaje dużo na leki na kilka chorób, między innymi na serce po przebytym zawale.

Nocami w ogródku pod naszymi oknami odbywają się spotkania towarzyskie młodzieży, z definicji młodzież jest głośna, bardzo często także mają miejsce głośne balangi degeneratów. Trzeba czasem prosić o interwencję policję albo Straż Miejską. Tryb pracy tych instytucji jest taki, że sami nie chodzą nocami na patrole i nie sprawdzają, czy nic złego się nie dzieje, a tylko przybywają na konkretne wezwania obywateli. Dla obywatela może oznaczać to, że ile wezwań, tyle samo rozpraw w Grodzkim Sądzie i towarzyszących temu wezwań na policję, pod dwie do trzech przypadających na jedną rozprawę. Etat dla obywatela za darmo. Tak więc dzwonię czasami z powodu nocnych hałasów w ogródku, ale na rozprawę sądową już się nie dam nabrać.

Pierwsza publikacja -1 lipca 2021 08:26

Tagi: