Sport to zdrowie

Poszłam do pani doktor, ponieważ postanowiłam powrócić do regularnych treningów w pływaniu. Przerwę w treningach miałam bardzo długą, około aż ćwierć wieku, podczas której zdarzało mi się pływać sporadycznie. W dzieciństwie i wczesnej młodości pływałam wyczynowo. Nie osiągnęłam co prawda poziomu mistrzów Polski, ale w regionie uzyskałam piąte miejsce w moim stylu klasycznym, a nawet zdobyłam mistrzostwo na uczelni krakowskiej. Mogę się jeszcze pochwalić przepłynięciem dystansu 10 km na jednym z mazurskich jezior, pod asekuracją ratownika, który towarzyszył mi płynąc obok łódką.

Dwudziestopięcioletnia przerwa w sporcie to bardzo, strasznie długo. Nie wiadomo, jak starszy organizm zareaguje na wysiłek regularnych treningów. Mogą wyskoczyć jakieś niemiłe niespodzianki zdrowotne, nie wiadomo, na co zwracać uwagę, zwłaszcza na początku powtórnego sportowego życia. Na te dylematy chciałam usłyszeć rady od lekarza. Lansuje się przecież dla starszych ludzi ruchliwy, sportowy styl życia, zachęca do niego wszędzie – publicznie i niepublicznie. Na pewno jednak aktywność, szczególnie sportowa wymaga stałego kontaktu z lekarzem. To oczywiste. A więc poszłam do mojej pani doktor i wyłożyłam, w czym problem. Pani doktor wysłuchała mnie, wyraziła pochwały dla moich ambicji pomimo wieku i… przepisała pigułki na „ciężkie nogi”. Na co mi takie pigułki?! Ciężkie nogi mają przecież osoby, które całymi dniami wysiadują przed telewizorem, a ja potrzebowałam osłony medycznej jako osoba, która podjęła bardzo aktywny fizycznie tryb życia!! Udałam się jeszcze do dwóch innych pań doktor, ale żadna nie wykazała się oczekiwaną przeze mnie wiedzą i świadomością problemu. Trenowałam więc bez medycznej osłony, średnio dwa, czasem trzy razy w tygodniu.

Zaskoczyło mnie na samym początku, że mam mniej siły niż dawniej. Przyzwyczajona do dawnego tempa, które utkwiło gdzieś głęboko w pamięci, zaczęłam pływać w tempie sprzed około ćwierć wieku. Ale okropnie się męczyłam. Musiałam się zastanowić dlaczego i przeanalizować stan rzeczy. Doszłam do odkrywczego wniosku, że przyczyną są moje lata, które potocznie określa się mianem starości. To bardzo dziwne. Nie sądziłam, że wiek człowieka ma aż takie znaczenie! No trudno, tempo musiałam zwolnić. Dopasowałam oddech i ruchy do nowych moich parametrów siły i w tak zoptymalizowany sposób trenowałam systematycznie. Aż któregoś dnia patrzę na moje nogi i widzę, że pojawiło się na nich mnóstwo – no może wiele – pajączków. Wyszło na moje! Osłona medyczna jest konieczna! Trenowałam za ostro i żyły nie zdążyły się wzmocnić. A trzeba było zacząć od treningów lekkich i stopniowo z biegiem czasu, gdy organizm przystosuje się do nowego stylu życia i zwiększonego wysiłku,  intensywność treningów sukcesywnie zwiększać. 

Kupiłam sobie rower. Zawsze uwielbiałam rowery. Rower to piękny pojazd, a poza tym to wolność. Jedziesz gdzie chcesz, kiedy chcesz, korki uliczne masz w nosie. Zaskoczyło mnie jednak, że jestem słabsza niż dawniej. Znów drogą analizy doszłam do odkrywczego wniosku, że odpowiedzialne za to są moje podeszłe lata. Rower stał się cięższy niż dawniej, a chodzi przecież o to, że to ja mam kierować rowerem, a nie on mną. Musiałam sobie nie tylko przypomnieć, jak jedzie się rowerem, ale przede wszystkim nauczyć się swoich możliwości całkiem od nowa – nauczyć się gospodarować swoją okrojoną już siłą inaczej. Spacerowym – przeważnie – tempem jeździłam sobie po okolicy to tu, to tam. Było cudownie, choć chwilami niełatwo. Doskonalenie się, to może za duże jeszcze słowo, ale było coraz lepiej. Aż pewnego dnia trrrach! Wywróciłam się. Na cholernym krawężniku. Co za debil wymyślił krawężnik, w dodatku półokrągły na ścieżce rowerowej przy zjeździe na odcinek ścieżki przyległy do pasów dla pieszych! Przednie koło jakoś na tym półokrągłym krawężniku się ześlizgnęło, rower zawirował i wywrócił się. Ścieżki rowerowe w Krakowie w ogóle pozostawiają sporo do życzenia – są zbyt wąskie, na nich często napotkać można jak nie zagłębienie lub wręcz dziurę, to na odmianę garb. Poobijana wróciłam do domu na piechotę, prowadząc rower. Gdy ochłonęłam i przetrawiłam całe to zdarzenie, na spokojnie już, popijając kawę, przyjrzałam się swoim nogom, a na nich nie dość że pajączki, to jeszcze sińce i świeże strupy. Strasznie rozśmieszyła mnie myśl, że sport to zdrowie.

Czy Hitler to „homo sapiens”?

Człowiek rozumny (Homo sapiens) – gatunek ssaka, współtworzący z szympansami, gorylami oraz orangutanami rodzinę człowiekowatych (Hominidae, wielkie małpy). Jedyny występujący współcześnie przedstawiciel rodzaju Homo. Występuje na wszystkich kontynentach. Charakteryzuje się wyprostowaną postawą, dwunożnością, wysoko rozwiniętą sprawnością manualną i umiejętnością używania ciężkich narzędzi w stosunku do innych gatunków zwierząt, używaniem języka bardziej złożonego niż języki zwierzęce, większymi i bardziej złożonymi mózgami niż te u innych zwierząt oraz wysoko rozwiniętym instynktem społecznym.

Wikipedia

Rządzić można albo dla ideału, albo dla porządku. Ale ideał zawsze przegrywa. Przykładem może być PRL. Nastąpiła erozja rządzenia dla ideału, a górę wzięło rządzenie dla porządku.

Zachód nieustannie doskonali swoje narzędzia. Przykłady: komputer, satelity, broń. Niestety ludzie Zachodu nie nauczyli się rządzić dla porządku. Ich cywilizacja tworzy porządek jedynie w celu doskonalenia swoich narzędzi, a nie po to, by organizować społeczności. Owoce rządzenia Zachodu, to na przykład Hitler i wyniszczenie południowej Europy przez Zachód. Gdy Zachód ma problem, wówczas rozwiązanie widzi w wyniszczeniu, zagładzie itp., a nie w rządzeniu. Wówczas używa tych swoich doskonałych narzędzi. Narzędzia tworzy kosztem środowiska naturalnego. Tak więc w sumie działalność Zachodu wyniszcza środowisko naturalne i społeczności ludzkie. To nie jest rządzenie ani dla ideału, ani dla porządku!

Zachód szykuje się na najgorsze

Zawsze się zastanawiałam, jak to jest możliwe, by człowiek człowiekowi zdolny był zrobić to, co hitlerowcy w Oświęcimiu wyczyniali na swoich ofiarach. Teraz już wiem, jak to jest możliwe. Oto odpowiedź:

Dehumanizacja (od łac. humanus, ludzki) inaczej odczłowieczenie – proces zanegowania człowieczeństwa drugiej osoby, czyli zmiany stosunków interpersonalnych, w wyniku którego zaczyna się postrzegać drugiego człowieka jako zwierzę[3] lub przedmiot pozbawiony jakichkolwiek uczuć, afektów i emocji. Praktyczna definicja określa to zjawisko jako postrzeganie i traktowanie innych ludzi tak, jakby nie posiadali oni zdolności umysłowych, którymi dysponujemy jako istoty ludzkie[5].W takim ujęciu każdy czyn lub myśl, które traktują kogoś jako mniej niż człowieka, jest aktem odczłowieczenia.

Proces dehumanizacji pełni funkcję mechanizmu obronnego; chroni jednostkę przed pobudzeniem emocjonalnym, które mogłoby być przykre, przytłaczające, odbierające jej siły lub mogłoby zakłócać realizowane w danej chwili zadanie. Nawet prawidłowo rozwinięci moralnie ludzie, nastawieni idealistycznie i humanitarnie, mogą stać się zdolni do różnych antyspołecznych zachowań w warunkach, w których przestają spostrzegać innych ludzi jako osoby mające takie same myśli, uczucia, pragnienia i cele, co oni sami. Dehumanizacja prowadzi często do negatywnych zachowań, pozwala bowiem traktować ludzi przedmiotowo, gorzej, jako podludzi. Umożliwia uzasadnienie wrogości, okrucieństwa, poniżania, przemocy, dyskryminowania i stereotypizacji.

Wikipedia

Od pewnego czasu zastanawiałam się także nad tym, jaki ukryty cel przyświeca polityce dyskredytowania Polaków i Polski przez państwa Unii Europejskiej i samą Unię oraz Stany Zjednoczone. Jestem już pewna, że odpowiedź również wynika z powyższej definicji. Gdy kataklizmy wynikające z ocieplenia klimatu będą się mnożyć, wówczas ci, którzy mają się za nadludzi, nie będą odczuwać żadnych oporów przed ratowaniem siebie, swoich społeczeństw kosztem tych narodów, które uważają za podludzi.

Pomoc z uwagi na toczące się śledztwo

Ponieważ umorzono postępowanie przez prokuraturę – w roku 2009, 2018 oraz obecnie, ponieważ nie nadała moim zgłoszeniom biegu również policja, nie mam możliwości uzyskać pomocy należnej ofierze, a zarazem świadkowi w sprawie. O takiej pomocy mówią paragrafy prawa, które można znaleźć pod następującym linkiem:

USTAWA z dnia 28 listopada 2014 r. o ochronie i pomocy dla pokrzywdzonego i świadka

Skomplikowane

PiS kontra PO i odwrotnie. Unia Europejska ma jakieś żale do USA, USA do Unii. Unia ma zarzuty do Polski. Polska ma pretensje większe do Unii, mniejsze do USA. USA i Unia mają twarde oskarżenia do Rosji. Polska też. Rosja stara się dojść swoich racji względem Polski, USA i Unii. Do tego też o coś chodzi Niemcom i Francji. Czy ktoś może mi podesłać jakąś instrukcję, jak się do tego wszystkiego ustawić, żeby nikomu nie podpaść? Może NATO ma?

O wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy

Polska to jest bardzo dziwny kraj. Za czasów PRL-u żyliśmy sobie z mamą i tatą w spokoju. Obydwoje rodzice pracowali, ja się uczyłam i uprawiałam sporty. Władza nas nie niepokoiła, nawet w najmniejszym stopniu. Nie wiedziałam nawet, że istnieje taka instytucja jak Służba Bezpieczeństwa (SB). Byliśmy rodziną apolityczną, rodzice nie należeli do partii (PZPR), cieszyliśmy się życiem i korzystali z tego, co PRL nam umożliwiał. Czas spędzaliśmy w bardzo urozmaicony sposób – kino, kawiarnie, spacery po Krakowie, wyjazdy, w tym wakacyjne itp. Finansowo staliśmy całkiem nieźle. Wiadomo, że z pieniędzmi zawsze jest tak, że chciałoby się mieć ich więcej, ale nie narzekałam. Na nasz urozmaicony styl życia starczało. Mieszkanie, choć nieduże, było moją dumą, styl nadał mu tato, a mama troskliwie o nie dbała. Chętnie zapraszałam koleżanki i kolegów. Lubiłam gdy wtedy obecny był tato, ponieważ cechowało go świetne poczucie humoru i rozmieszał nas.

Około roku 80-tego nagle trrrrach!! Rozpętała się propaganda krytykująca PRL, nie zostawiając na PRL-u suchej nitki. Głosiciele tej propagandy powoływali się na świętości takie jak Polska Walcząca czy Armia Krajowa. Młody człowiek dobrze wychowany musiał poczuć respekt do tych świętości. Wierzyć czy nie wierzyć słowom ludzi, którzy ukazywali siebie jako Wielkich Patriotów? Opowiadano nam, jak to komuna strasznie prześladowała. Mimo że nie spotkałam się z tym osobiście, uwierzyłam. Wbrew temu, jak pogodne życie w PRL-u spędziłam, uwierzyłam. Moje pokolenie, szczególnie mój rocznik 1953 nie przeżył czasów stalinowskich. Dla nas PRL był już ukształtowanym i uporządkowanym krajem. Słyszałam oczywiście o różnych protestach, o interwencjach wojsk Układu Warszawskiego w niektórych krajach, lecz w Polsce interwencje takie nie miały miejsca. Przyjęłam za prawdę opowieści o prześladowaniach przez komunę, sądząc, że choć ja nie miałam z tym styczności, inni gdzieś w Polsce mogli mieć.

Po wielu latach, już po Okrągłym Stole zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że wiece i strajki, czyli walka ludności cywilnej była w stanie obalić tak potężne, uzbrojone po zęby mocarstwo, jakim był Związek Radziecki. I dlaczego wojsko nie wzięło na siebie obowiązku wyzwalania Polski spod dominacji ZSRR – przecież wyzwalanie to zadanie dla wojska. I dlaczego tak niewyobrażalnie trudną misję gruntownej przebudowy państwa powierzono w roli prezydenta elektrykowi – przecież misja ta wymagała szczególnej mądrości i wiedzy. A stosunkowo niedawno zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie odbyło się coś w rodzaju Okrągłego Stołu, ale z udziałem strony radzieckiej oraz tych stron, które Układ Warszawski ustanawiały. Zawiązały Układ, niech by więc rozwiązały. Wytworzono atmosferę psychozy wojennej, zamiast usiąść do stołu rokowań. Starannie ukrywano przed społeczeństwem fakt, że Układ Warszawski ustanowiono na czas określony, a nie na wieczność. Nie wyważa się drzwi otwartych przecież.

Cały ciężar wadliwej i po zdradziecku przeprowadzonej transformacji spadł na ludność cywilną. Natomiast Wielcy Patrioci całkiem wygodnie się urządzili. Nadal jacyś politycy narzucają nam jakąś ideologię, nie wiadomo skąd. Z Europy? Ze Stanów Zjednoczonych? Bo na pewno nie są to ideały zapowiadane przed Okrągłym Stołem. Brutalność, chamstwo, tajna broń – to ma być Polska?? Na tle moich wspomnień sielskiej młodości wypada aktualna polska rzeczywistość jak najgorszy koszmar.

Podła i kłamliwa propaganda NATO

Moja refleksja po przeczytaniu artykułu pt. „Bezpieczeństwo energetyczne w czasach wojny hybrydowej”:

W innym artykule czytam, że „W późniejszym czasie skorzystanie z prawa do samoobrony jest natomiast niemożliwe ze względu na kryterium natychmiastowości odpowiedzi.”/„Ukryta inwazja jako część wojny hybrydowej w świetle prawa międzynarodowego”/

Aby Rosji nie zarzucić, że nie podjęła natychmiast działań samoobronnych, Rosja musi podejmować jakieś działania, które będą dowodziły, że spełniła kryterium natychmiastowej odpowiedzi na atakowanie jej. Na to Sojusz Północnoatlantycki głosi całemu światu, że Rosja prowadzi wojnę hybrydową.

Szalone wakacje

Lato 2009 r.

Jest godz. 7.40. Za oknem huczy i mnie obudziło. Już trzeci dzień wykonują anty-wilgociowe-uszczelnienie jednego z budynków na naszym osiedlu i stale coś huczy, tłucze się i warczy. Jestem niedospana, bo usnęłam dopiero około pierwszej, sąsiadka piętro nade mną krzątała się, a w ogródku pod oknami jakaś para doskonale się bawiła przy butelce czegoś tam.

Pięknie na polu, słoneczko, lipiec, pomiędzy huczeniem słychać radosny śpiew ptaszków. Znów będzie gorąco. Dziś mam w planie poprawić znajomemu pewien drobiazg w kodzie strony, kontynuować projektowanie mojego portfolio i zanieść do administracji mieszkaniowej wypełniony druk, który kazali wypełnić i przynieść albo przysłać. Zaniosę, szkoda kasy na znaczki.

Z dniem 31 czerwca wygasła moja renta. Zanim to nastąpiło odpowiednio wcześnie zadzwoniłam do mojej lekarki psychiatry. Powiedziała, że terminy ma na sierpień. Pojechałam więc do niej i poprosiłam o moją Kartę Choroby. Pół roku temu napisałam list i poprosiłam o przesłanie Karty do przychodni, którą sobie upatrzyłam, a która jest blisko mojego miejsca zamieszkania i gdzie znalazłam lekarza przyjmującego od razu, bez wyznaczania tych durnych terminów. Z Kartą zjawiłam się u nowego lekarza. Wypisał lek na schizofrenię, ale renty przedłużyć nie chciał, doradził zwrócić się o to do poprzedniej lekarki. Wystawił zaświadczenie dla niej stwierdzające u mnie chorobę urojeniową i wydał mi część Karty Choroby, tą prowadzoną w poprzedniej poradni. Znów zadzwoniłam do mojej byłej lekarki – kazała przyjechać. Kończyła pracę o trzynastej, a więc czasu było mało, musiałam się speszyć. Po drodze wstąpiłam na policję, aby mi pomogli w zabezpieczeniu dowodu. Chciałam, by zaświadczenie z diagnozą skserowali i poświadczyli wiarygodność, a następnie przechowali u siebie w dokumentacji, która powinna była istnieć od ubiegłego lata, kiedy po raz pierwszy zgłosiłam tam przestępstwo polegające na nie leczeniu mnie przez psychiatrów na moją nerwicę, a wystawianiu błędnej diagnozy. Policja odmówiła zabezpieczenia dowodu, ale za to zdecydowała się przyjąć ode mnie kolejne zgłoszenie tego samego przestępstwa. Do mojej byłej lekarki zdążyłam przed trzynastą, wystawiła mi zaświadczenie „zdolność do pracy”. Cudowne uzdrowienie schizofrenika… Uzyskałam więc tamtego dnia dwa zaświadczenia: jedno o chorobie urojeniowej i drugie o całkowitej zdolności do pracy.

Odpowiednio wcześnie, tj. 20-go czerwca, udałam się do Urzędu Pracy, aby się zarejestrować. Okazało się, że nie dokonam tej formalności zanim nie wygaśnie renta. I choć bym pękła, nie zapobiegnę temu fatum, brakowi środków na utrzymanie przez cały lipiec. Okres rozliczeniowy zaczyna się w tym Urzędzie każdego 10-go miesiąca, a wypłata jest z dołu, czyli pierwsza wypłata wypada w połowie sierpnia, okrojona o te dziesięć dni. Wychodzi więc tak, że kwota wynosząca ok. 60% miesięcznego zasiłku to mój dochód realny za dwa miesiące – lipiec i sierpień. Ma się ochotę kogoś zamordować.

Pierwszego lipca pojechałam do Urzędu około południa. Dowiedziałam się, że Urząd rejestruje w takim trybie, że są wydawane bloczki i trzeba być o ósmej rano. Gdy byłam poprzednio, nikt mi tego nie powiedział, a tylko urzędniczka obejrzała moje dokumenty i zwróciła uwagę, że brak w nich świadectwa ukończenia szkoły. Wróciłam do domu na piechotę, bo już nie miałam pieniędzy. Na następny dzień pożyczyłam na jeden bilet tramwajowy i znów pojechałam do Urzędu, tym razem ze świadectwem. Byłam punktualnie. Urzędniczka wydająca bloczki stwierdziła, że brak jest w moich papierach zaświadczenia o miejscu zameldowania. Na piechotę, w piekielnym upale, powędrowałam do Urzędu Miasta mojej dzielnicy, następnie na piechotę do Urzędu Pracy wróciłam. Bezrobotną zarejestrowaną stałam się o godzinie piętnastej.

Zwróciłam się do Opieki Społecznej, opiekunka, bardzo kochana młoda osoba, przyjęła moją prośbę o finansową pomoc i kazała przyjść za parę dni po decyzję. Po paru dniach dowiedziałam się, że Urząd Miasta Krakowa wstrzymał fundusze. Przez około dwa tygodnie niemal co dzień pytałam, czy „miasto” już fundusze przywróciło. Ostatecznie wypłatę niewielkiej kwoty wyznaczono na 21-go lipca, 80 zł, a na 24-go lipca niewiele ponad 230 zł. Czyli dochód mój lipcowy to ok. 310 zł. Pożyczyłam od znajomego 200 zł, głównie na prąd – mam oddać 31 lipca… Ciekawe, jak tego cudu dokonam?

Któregoś dnia poszłam na policję dowiedzieć się o losy mojego zgłoszenia w sprawie przestępstwa psychiatrów. Już wyekspediowano do prokuratury. W domu zredagowałam dwa pisma, pozbierałam dowody i poszłam do prokuratury. Pani prokurator dowody poleciła sekretarce skserować, uwierzytelnić – pisma i dowody za potwierdzeniem przyjęto. Po kilkunastu dniach przysłano mi pocztą „Postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia”. Zredagowałam zażalenie na postanowienie, zaniosłam do prokuratury na dziennik podawczy.

Napisałam wniosek o wszczęcie postępowania z powództwa cywilnego, o przyznanie mi odszkodowania od sąsiadów nade mną, za to, że od lutego przez cztery miesiące nie dało się spać z powodu nocnych hałasów wywoływanych pijaństwem i pracami remontowymi. Zawiozłam wniosek do sądu na ul. Przy Rondzie.

Dostałam wezwanie od policji w związku z tym, że którejś nocy prosiłam policję 997 o interwencję, gdy w/w sąsiedzi pewnej nocy nie dawali spać. Moje zgłoszenie znów znajdzie finał w Sądzie Grodzkim.

Napisałam pismo do Zarządu Budynków Komunalnych domagając się kontroli mieszkania piętro wyżej, bo jest to dawny strych z wadliwie przeprowadzoną adaptacją – brak jest izolacji akustycznej, życie z tego powodu jest dla nas piekłem, ponieważ obie z matką nagminnie jesteśmy niedospane. Był co prawda etap spokoju, który nastąpił po interwencji Telewizji Polskiej Program III – zła sława najwyraźniej powściągnęła sąsiadów. Potem pojechali na urlop, a wynajęli mieszkanie dwóm bardzo spokojnym, kulturalnym dziewczynom. Gdy te miłe dziewczyny wyprowadziły się, wtedy wprowadziła się nowa lokatorka, a ta ma zwyczaj krzątać się po nocach, co przez pozbawiony izolacji akustycznej sufit słychać tak dokładnie, jakby krzątała się tuż obok mnie. Tak więc koniec normalnego spania i konieczność dalszej walki.

Przyszło drogą pocztową powiadomienie o terminie rozprawy (31 lipca) w związku z moim zażaleniem, w sprawie dotyczącej psychiatrów. Zabrałam się za redagowanie mowy, którą albo odczytam, albo przekażę w formie pisma. Jeszcze nie skończyłam. Przerwał mi pracę nakaz eksmisji. Najpierw skrajna groza, potem bieganie do Opieki Społecznej, redagowanie uzasadnienia, wizyta u prawnika zatrudnionego w Opiece. Uff… Okazało się, że mama jako osoba ponad 75-letnia nie podlega eksmisji. Jakże miało do zadłużenia nie dojść, skoro mama dostaje w tej chwili emerytury nie całe 700 zł (po rewaloryzacjach wszelkich), a czynsz wynosi prawie 400 zł? I jakże ja miałam dokładać się do czynszu, skoro moja renta wynosiła 480 zł (po rewaloryzacjach wszelkich)? Oprócz czynszu jest do zapłacenia prąd, mój Internet, potrzeba na jedzenie, mama wydaje dużo na leki na kilka chorób, między innymi na serce po przebytym zawale.

Nocami w ogródku pod naszymi oknami odbywają się spotkania towarzyskie młodzieży, z definicji młodzież jest głośna, bardzo często także mają miejsce głośne balangi degeneratów. Trzeba czasem prosić o interwencję policję albo Straż Miejską. Tryb pracy tych instytucji jest taki, że sami nie chodzą nocami na patrole i nie sprawdzają, czy nic złego się nie dzieje, a tylko przybywają na konkretne wezwania obywateli. Dla obywatela może oznaczać to, że ile wezwań, tyle samo rozpraw w Grodzkim Sądzie i towarzyszących temu wezwań na policję, pod dwie do trzech przypadających na jedną rozprawę. Etat dla obywatela za darmo. Tak więc dzwonię czasami z powodu nocnych hałasów w ogródku, ale na rozprawę sądową już się nie dam nabrać.