Byłam na wycieczce do innego świata. To znaczy zajrzałam na fora, gdzie bywam, i poczytałam co nieco. To jest inny świat niż mój. Zupełnie inny. Jakby inny kraj. Polacy tak jak ja, ale żyją w innej rzeczywistości i należałoby powiedzieć także, że żyją inną rzeczywistością. Ich rzeczywistość pozbawiona jest tego, co w tym kraju przeżywam ja. Oni mogą pisać otwarcie, co myślą, co wiedzą na dany temat polityczny — ja nie, ponieważ nikt by mi nie uwierzył. Jeden kraj, a nikt by nie uwierzył w to, czego tutaj doświadczyłam. Oni są Polakami i ja, a dzieli nas więcej niż gdyby dzieliła nas granica państwowa. To, czego tu doświadczyłam, to skutek działania służb państwowych.
Taaak… służby państwowe są w stanie stworzyć człowiekowi inną rzeczywistość…
Mój obraz kraju jest więc o wiele, wiele pełniejszy niż ich, po prostu więcej wiem. Hmmm… Ale jak to opowiedzieć?? Udaję więc, że wiem mniej niż wiem, a tylko czasem usiłuję coś przemycić. Jest to jednak syzyfowa praca, ponieważ przeciw sobie mam gigantyczną propagandę – krajową i międzynarodową, całkowicie spójną. Tak, to autentyk: jest taka międzynarodowa zmowa. Innymi słowy, spisek. Międzynarodowy spisek w pewnej kwestii.
Hmmm… Kwestia jest natury zbrodniczej.
Taaak… Dzieje się coś zbrodniczego, a cały świat trwa w zmowie milczenia. Nie, nie przedstawię zaświadczenia od psychiatry, Drogi Czytelniku. Z całą pewnością się nie mylę. Zresztą skoro w temacie ludobójstwa w Czeczenii cały świat trwa w zmowie milczenia, dlaczego nie wydaje Ci się możliwie, że milczy zgodnie o czymś, co jest w Polsce? W Polsce nie mogą dziać się takie rzeczy?? Niby dlaczego?
Po powrocie z wycieczki do innego świata zawsze jest mi przykro. Bywa, że opanowuje mnie gniew. To w zależności od kondycji psychicznej danego dnia. Nie jestem z żelaza i powrót z innej rzeczywistości do mojej zawsze jakoś boli. Podejrzewam, że więcej jest takich ludzi w forumowym towarzystwie, którzy „urywają” się na chwilę ze swej rzeczywistości, a potem równie dotkliwie odczuwają powroty. Życie w Polsce dla większości nie jest łatwe, lecz obowiązuje styl narzucony przez media – co prawda styl propagandy sukcesu i radosnej sielanki z epoki III Rzeczpospolitej wyblakł nieco, ale nadal jest. I jeśli nawet dyskutuje się o czymś poważnym, jeśli nawet coś lub kogoś krytykuje się ostro, zawsze nie przekracza to pewnego poziomu temperatury dyskusji. W stosunku do realiów jest to moim zdaniem sztuczne. Jest wizytowe. Lecz warunki w Polsce dla większości wcale wizytowe nie są. Ubieramy się więc na tą chwilę w wizytowe ciuchy, po czym… znów włazimy w obrzydliwe łachy. Nic dziwnego, że jest nam wtedy smutno.
Nie chodzi mi o złą rzeczywistość powstałą z przyczyn jakichś prywatnych, lecz o odczuwalny w naszym życiu prywatnym rezultat funkcjonowania w Polsce państwowego systemu. W innych okolicznościach, czyli w innym kraju, radzilibyśmy sobie całkiem dobrze, ale tutejszy system nam to uniemożliwia. Zły system jest jak wojna. Niszczy. Nasze domy są systematycznie ostrzeliwane, od czasu do czasu spada na nie bomba. Mozolnie usuwamy skutki wojny, uparcie naprawiamy szkody, a gdy spotykamy się na forach przybieramy minę numer pięć, przewidzianą na spotkania towarzyskie. Wychodzimy z naszej ostrzelanej i zbombardowanej rzeczywistości do innej, wizytowej. Wychodzimy na chwilę i bawimy się w grę polegającą na nie nazywaniu rzeczy po imieniu. Bawimy się w grę polegającą na nazywaniu niszczenia naszego życia jakoś inaczej – nie drastycznie, nie dosadnie. Salonowo. Bo w salonie dyskusyjnym nie wypada tłuc pięścią w stół, ulegać porywom emocjonalnym ani używać niecenzuralnych słów. Trzeba rozpacz i skrajne oburzenie zbrodniczym wyniszczaniem stłumić w sobie i zachowywać się kulturalnie. Bo jak nie, to ban. Ban od kogoś być może, kto też tłumi w sobie niesalonowy bunt.
Nasze domy zbombardowano metodami pokojowymi. W minionym dwudziestoleciu większość polskich rodzin zubożała tak straszliwie, jakby przez kraj przetoczyła się całkiem prawdziwa wojna. Młodsze pokolenie z takich rodzin, zamiast korzystać z dorobku starszego i pomnażać ojcowiznę, usiłuje wydobyć się ze zgliszczy. Otóż właśnie ludzie z takich rodzin są bywalcami forów. Lamentowanie nie jest w dobrym tonie i nikt nie chce stawiać się w roli godnej pożałowania ofiary losu. Tym sposobem szkody wyrządzone przez system nam i naszym rodzinom nie awansują do poziomu forumowych wątków. Tematy i klimat dyskusji nadają osoby, których drastycznie wojna pokojowa nie dotknęła. W tej atmosferze jakiś los szczególnie tragiczny zostałyby przyjęty jak opowieść science fiction.