30 grudnia 2006
Kończy się rok. Zawsze bardzo lubiłam sylwestrową noc – wybrałam sobie ten moment roku na moje własne święto. Traktuje je bardzo osobiście. Noc sylwestrowa to czas tańca i radości. Uprawiałam za młodu taniec sportowo – kocham taniec, muzykę i piękno. W tą noc mogłam nacieszyć się swoim wyglądem i naturalnym dla mnie pogodnym nastrojem – mogłam się wytańczyć, wyszaleć i błyszczeć pośród towarzystwa. Tak, Sylwester to zawsze było moje święto, podczas którego miałam okazję rozwinąć okazały pióropusz moich walorów. W tę noc stawałam się księżniczką i czułam się księżniczką.
Od paru lat nie uczestniczę w sylwestrowych balach – to moje święto urządzam sobie w domu. Nadal jest ono moim własnym bardzo osobistym świętem. Staje się jego główną postacią. Nie inni, nie jakieś tradycje święte czy narodowe, nie Bóg, nie niepodległość kraju – ale ja i to wszystko, co kocham. Sobie i temu, co kocham poświęcam tą noc.
25 grudnia 2006
Święta Bożego Narodzenia nie są dla mnie świętami religijnymi. Właściwie, gdy się zbliżają, ich nie lubię. Chwilami na nie wręcz się wściekam. Wciskają się w moje życie osobiste i muszę wkalkulować je w mój plan spraw. Wszystko trzeba im podporządkować, i to na wiele dni zanim się zaczną. Zakupy, wielkie sprzątanie, ustalanie menu na wigilię i świąteczne dni. Gdy w końcu po tym całym wariactwie przychodzą, nagle cały świat wokół się zmienia. Ludzie się zmieniają. Odchodzi gdzieś w najdalszą dal system państwowy. Urzędnicy, obrzydliwe przepisy, znienawidzeni politycy, szefowie z pracy, zwłaszcza ci obrzydliwi – na dwa i pół dnia to przestaje istnieć. Ludzie stają się tacy, jacy powinni być. Na luzie, skoncentrowani na sobie i najbliższych. Odżywają ogniska – i te domowe, i te przyjacielskie. Można wreszcie czas poświęcić sobie – oddać się rozmyślaniom i marzeniom.
17 grudnia 2006
Chciałabym żyć w kraju, w którym nie padają kilka razy każdego dnia słowa „ofiara” i „rozliczanie za przeszłość”. Życie publiczne w Polsce jest cholernie nudne. Do tego jeszcze w kółko Kościół. Nie dość że jest cienko pod względem materialnym, to jeszcze usiłuje się umartwiać nas przeklętą prostacką nudą poprzez media. A kiedy będziemy się śmiać? W życiu po życiu? Polak koniecznie musi być zbolały i wynędzniały. Nowa cecha narodowa! I stale następne pokolenia muszą czcić tragedie poprzednich pokoleń. Gdy byłam młoda czciło się pamięć ofiar II Wojny Światowej. Potem czciło się pamięć ofiar II Wojny Światowej i komuny sowieckiej. A teraz czci się ofiary II Wojny Światowej, ofiary komuny sowieckiej i ofiary III Rzeczypospolitej. Co nam jeszcze dojdzie w następnej kolejności?